Zajęło mi raptem pół roku, żeby się zebrać i napisać kilka słów o Rio, ale w końcu się udało. Macie chwilę czasu? Jeśli tak, to zapraszam Was w niezwykłe
miejsce. W miejsce, które bezlitośnie powaliło nas na kolana. Miejsce, które
można pokochać od pierwszego wejrzenia za swoje piękno, albo znienawidzić za
zgiełk i hałas. Łapcie kubek kawy, i zapraszam!
Miasto sprzeczności
Rio de Janeiro. Któż o nim nie słyszał? Pierwsze
skojarzenia, to oczywiście karnawał ewentualnie posąg Chrustusa. Ale uwierzcie, Rio to coś więcej. Dużo więcej. Rio to ogromne miasto i nie ma możliwości by
zwiedzić je gruntownie w ciągu kilku dni. Nie jestem pewna czy miesiące byłyby
wystarczające. Można podjąć próbę opowiedzenia o nim, ale będzie to walka
nierówna. Bo jakim cudem pokazać smak, zapach i atmosferę tych ulic? Jakich
słów użyć, żeby opisać co się czuję przechadzając po plażach Rio wdychając
ciepłe brazylijskie powietrze? Jak oddać miękkość piasku pod stopami na
Copacabanie albo Ipanemie? Czy opisując doskonałe jedzenie, użycie słów
smaczne, pyszne czy lepszego nie jadłam, naprawdę oddaje smak? Jedno jest pewne
Rio powala, miażdży, zdumiewa, przeraża swoją wielkością. Pachnie bosko i
odrzuca swym zapachem, powoduje, że czujesz się jak w domu, a jednocześnie
czujesz się jak mrówka w wielkim mieście. Wielkie, pełne sprzeczności, potargane.
Jest piękne, bogate ale i brzydkie i biedne. Wiecie czym są fawele? To miejsca
w których żyje ta najbardziej biedna część społeczeństwa. Dosłownie to dzielnica
nędzy. Mówi się, że co piąty mieszkaniec
Rio mieszka w fawelach, czyli kilka milionów. Jednak o tym co brzydkie nie
lubimy mówić. Fawele usytuowane są w różnych częściach miasta. Tuż obok najbogatszych dzielnic. To powoduje, że
ten kontrast między biedą i bogactwem jest jeszcze bardziej widoczny. Jak to
slumsy, fawele nie cieszą się zbyt dobrą sławą. Odradza się zwiedzanie ich, ze
względu na to, że po prostu nie jest tam bezpiecznie. Fawele to miasta w
miastach, rządzą się własnymi prawami i żyją własnym życiem. Ale to także część
miasta i nie da się przejść obok nich obojętnie.
A teraz zamknij oczy i wyobraź sobie, że w jednej chwili
znajdujesz się w jednym z najsłynniejszych miejsc na świecie. Przytłaczając Cię
przerażająco wielkie budynki, uliczny ruch, czujesz zapach jedzenia, mijasz
ludzi w garniturach biegnących do pracy, gdzie nie spojrzysz napotykasz
niesamowite perełki architektury, stare miesza się z nowym, drapacz chmur obok
niskiego, zabytkowego budynku, słońce zalewa ulice. Typowy miejski klimat. Mam
słabość do wielkich miast więc czuję się jak w domu. Ale jeśli czujesz się
nieco przyduszony wystarczy, że oddalisz się nieco od tego zgiełku i dotrzesz
nad ocean. Masz w głowie wizję zatłoczonej, głośnej plaży? Muszę zburzyć tą
wizję. Ludzi jest stosunkowo niewielu, a widok niesamowity. Wielkie fale,
zdumiewająco ciepły ocean i ten delikatny piasek. Włócząc się po plaży możesz
naprawdę się zrelaksować. Życie nabiera innego wymiaru. Ma się wrażenie, że to
się nie dzieje naprawdę. Wszystko tu płynie spokojnie, bez pośpiechu. Ktoś
roznosi drinki, chłopcy grają w piłkę, ktoś inny skacze przez fale. Magia
dzieje się tu i teraz.
Copacabana
Ipanema
Jedzenie
Naprawdę długo myślałam, co napisać o jedzeniu w Rio. Bo
określenia, że jest dobre, genialne czy fantastyczne wydają się dziecięcym
gaworzeniem. Jedzenie miażdży mózg i powoduje, że ma się ochotę płakać. I piszę
tutaj całkowicie serio. Czego warto spróbować?
1.
Owoce. Nie sposób przejść obojętnie obok nich.
Słodkie, soczyste, idealne. Przyznaję, że niektóre widziałam po raz pierwszy w
życiu, i po raz pierwszy w życiu miałam okazję ich spróbować. Nasze śniadania
zabijały prostotą. Trzy talerze wypełnione mango, papają, bananem i ananasem.
Nuda? Pozwólcie, że zabiję Was śmiechem. Każdego dnia jedząc tonę papai
czuliśmy się jak Bogowie. Myślałam, że znam smak banana i niczym nie jest w
stanie mnie zaskoczyć. Rio pokazało mi, środkowy palec. Odszczekuję. Nie
wiedziałam.
2.
Mięso. Tak, mili Państwo. Mięso. I tak, ja osoba
o jednoznacznej opinii na temat mięsa wciągałam je nosem. Ale umówmy się, w
Brazylii wiedzą jak obchodzić się z mięsem. Jest naprawdę dobrej jakości i
doskonale przyrządzone. Gdzie jeść? Co wybrać ekskluzywną restaurację czy bar
przy plaży? Powiem Wam, że tu nie będzie wtopy. Jedliśmy w różnych miejscach.
Na środku skrzyżowania w centrum, w barze przy plaży i w niesamowitych
restauracjach schowanych z dala od zgiełku miasta. I wiecie co? Wszędzie,
absolutnie wszędzie jedzenie było zniewalające. Idealnie wysmażone,
doskonale podane, powodujące, że kubki
smakowe eksplodują. Na co warto się skusić? Na pewno steki. Filet mignon, filet
sirloin, ribeye może zakręcić się w głowie, ale każdy z tych steków zachwyca.
Doskonale wysmażone, naprawdę idealne. Coś co skradło moje serce, to kanapka z
rwanym mięsem z żeberek przykryte serem podawane z sałatką. Kiedy zjadłam ją
pierwszy raz, nie mogłam przestać marzyć o tym, żeby zjeść ją ponownie. A kiedy
zjadłam ją po raz drugi, wiedziałam, za czym będę tęsknić najbardziej. Dla fanów carpaccio też coś się znajdzie.
Wyborne, aromatyczne i nieprzeciętne.
3.
Ryby i owoce morza. Stek z tuńczyka czy
carpaccio z ośmiornicy? A może ryba w sosie albo kawałki ryby smażone w
panierce na głębokim oleju? Nie ma nic lepszego. Przysięgam!
4.
Frytki z juki/ kassawy/manioku. Kiedy byłam
dzieckiem, moja mama hodowała w domu jukę. Pamiętam dokładnie jak wyglądała ta
roślina, dlatego kiedy zobaczyłam z menu Yuka Fries, pomyślałam, że nie mogę
ich nie spróbować. Są nieco inne w smaku, niż ziemniaki. Bardzo sycące i
specyficzne. Ale naprawdę fenomenalne! Mam wrażenie, że można je jeść zarówno
na słodko, jak i na słono.
5.
5. Placki z tapioki. Tapioka to kaszka z manioku. A
placki z niej są genialne. Słodkie np. z nutellą i bananem lub wytrawne np. z
pastą jajeczną i serem. Sprzedawane na każdym rogu były dla nas idealną
przekąską.
6. 6. Caiphirinia. No dobrze. Miało być o jedzeniu, a
tu drink. Ale.. bez niego ten wyjazd nie byłby tym czym był. Czas na caipirinię
jest zawsze. ZAWSZE!
Połączenie gór, morza, plaż, lasów- Coś co rozerwało moje
serce na strzępy. Stoisz na jednej z gór i widzisz wszystko co kochasz. Ocean,
góry, plaże, lasy, światła miasta. Wszystko się przenika i łączy. Wrażenie jest niesamowite i zapiera dech w
piersiach.
Miasto muzeów i teatrów- W Rio jest 79 muzeów i 133 teatry.
Najbardziej znany teatr to oczywiście Narodowy. Jeśli chodzi o muzea, to warto
wybrać się do Muzeum Jutra, które we wtorki jest bezpłatne.
Miasto plaż- To tu znajdują się chyba najbardziej znane plaże
świata. Copacanana, Ipanema, Leblon. I choć wydawało mi się, że będzie mnóstwo
ludzi, zgiełk i szał, bardzo się pomyliłam. Jednak w moich żyłach mocno
zakorzenione są wspomnienia, z nad polskiego morza. Można spokojnie usiąść,
odpocząć i podziwiać widoki. Rio to miasto wielu kolorów, narodowości. Jest dość tolerancyjne. Plaże dla środowisk LGBT oznaczone kolorowymi flagami. Wyeksponowane pośladki i ciała niekoniecznie idealne. Powiedziałabym nawet, że głównie nieidealne. Nikt nie komentuje faktu, że tamta Pani nie powinna ubierać stroju, a ten Pan powinien przejść na dietę. Freedom, Ladies and Gentelmen.
Jakie miejsca polecamy odwiedzić?
Oczywiście Chrystus- nawet dla tych, którzy nie są zbyt
wierzący. Czy warto? To w końcu cud świata wpisany na listę dziedzictwa UNESCO
i słabo by było, gdyby ktoś odwiedził Rio i nie zobaczył jego najważniejszego
zabytku. Dlatego myślę, że warto się tam pojawić. Ale kiedy poczekamy w kolejce
na górę, poprzepychamy się już między milionem ludzi przy posągu, podepczemy
tych co leżą (typowe zdjęcie z Rio, to takie które ktoś robi nam leżąc, wtedy
widać cały posąg), z przyjemnością wrócimy w spokojniejsze miejsca.
Góra Cukru- To miejsce urzekło nas bardziej niż posąg.
Widok niesamowity, nieco spokojniej. Polecam wybrać się tam o zachodzie słońca.
Niesamowite wrażenia.
Kawiarnia de Colombo- Czym jest dla mnie szczęście?
Filiżanką kawy z przyjaciółmi w Confeitaria de Colombo. To kawiarnia w centrum Rio
z okresu Belle Epoque, a konkretnie z 1894. Cudowne miejsce pachnące kawą,
słodkimi deserami i przemiłymi ludźmi. Czas się po prostu tam zatrzymał. Weszłam
i miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie. Pyszna kawa, cudne desery, pełnia
szczęścia. Nie kłamię.
Kościoły/ klasztory/ sanktuaria- Wiem, wiem, nie każdy ma
ochotę na pielgrzymkę, ale niestety odwiedzając kościoły można poznać trochę
kultury i historii. W Rio na uwagę zasługuje na pewno Katedra św. Sebastiana.
Jest to przedziwna budowla w kształcę ściętego stożka. Przypomina trochę
piramidy Majów. Włócząc się po mieście można trafić do innego niezwykłego
kościoła- Kościoła Cinelandia, który okazał się niesamowitym miejsce. A przy
stacji metra Carioca wypatrzyłam kościół św. Antoniego. Malutki, niezwykle
bogato zdobiony kościół.
Maracana- Nie jestem fanką piłki nożnej, ale to zdaje się
punkt podstawowy dla fanów piłki nożnej.
Dzielnice Lapa i Santa Teresa- Powiedzmy, że te dwie
dzielnice mają dość średnią reputację. Ale mają coś co trzeba zobaczyć. W
dzielnicy Santa Teresa znajduje się historyczna linia tramwajowa, którą
zdecydowanie warto się przejechać. Historyczna, niezwykle oryginalna zabudowa, akwedukt
Carioca, i mnóstwo pięknych widoków.
Lapa- tam znajdziemy słynne Escadaria
Selaron. Mają 215 stopni i są pokryte pnad 2000 płytek z różnych stron świata.
Wsród nich jest także płytka z Polski, niestety nie udało nam się jej znaleźć.
Twórca schodów Jorge Selaron stworzył coś naprawdę niezwykłego. Mieszkał w
pobliżu schodów i jakby dla własnego kaprysu rozpoczął ten niezwykły projekt.
Miejsce jest wyjątkowe i poruszające.
A co z karnawałem!
Kto go nie zna niech podniesie rękę. Karnawał w
Rio to nie tylko Sambodrom. Zanim ruszy
najsłynniejszy korowód świata, kilka tygodni przed przemarsze odbywają się w
mieście i biorą w nich udział wszystkie dzielnice. Podczas naszego pobytu
mieliśmy okazję zobaczyć przemarsz przez dzielnicę Tjujuca. Powiem Wam
szczerze, że to był wyjątkowe przeżycie. Sambodron jest spektakularny, ale jest
na nim mnóstwo turystów, jest to impreza światowa. Przemarsze poszczególnych
dzielnic są o tyle niesamowite, że wychodzą na nie zwykli ludzie. Przebrani,
pomalowani. Turyści to szczątkowe ilości. Byliśmy sporą
atrakcją, a ja jako blondynka o jasnej skórze, w szczególności. Ale zaczepki
nie były absolutnie nieprzyjemne, ludzie byli bardzo mili, uśmiechnięci.
Wspólna zabawa łączy. Przejście tym korowodem było zdecydowaniem jedynym z tych
wspomnień o których będę pamiętać.
Czy polecam wyprawę do Rio? A czy niebo jest niebieskie? Nie
ma się co zastanawiać. My wycieczkę zorganizowaliśmy sobie sami, a właściwie
zorganizował nam ją mój genialny małżonek ( w tym miejscu cała nasza ekipa bije
pokłony i pisze pieśni pochwalne). Nie ma się czego obawiać. Czuliśmy się
naprawdę bezpiecznie. Myślę, że wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Ta wyprawa była wyjątkowa pod każdym względem. A w dużej
mierze, to zasługa naszej Fantastic Eight! Z Wami mogę podbijać świat!
Dziękuję.
Dla mnie podróżowanie to oddychanie, a dla Ciebie?