poniedziałek, 11 listopada 2019

Gofry żytnie z cebulą, boczniakami, serem pleśniowym i jajkiem sadzonym

Mam niemal całkowitą pewność, że jeśli do jakiegoś dania dodam jajko sadzone, staje się ono doskonałe. Tak po prostu jest i koniec. A jeśli do tego dodam gofry, boczniaki, cebulę i ser pleśniowy, to wierzcie mi, że powstaje prawdziwa petarda! Bardzo lubię gofry wytrawne. Chyba nawet bardziej przemawiają do mnie niż te na słodko. Wiem, że to herezja, ale obawiam się, że tak jest. Wydaje mi się, że to zasługa jajka sadzonego, które wręcz ubóstwiam! A Wy, którą wersję wolicie?

Jeśli szukacie pomysłów na gofry, przybywam z pomocą!
7 pomysłów na gofry w wersji słodkiej i wytrawnej






















Składniki:
Na gofry:
1,5 szklanki mąki żytniej (do wypieku domowego chleba, typ 720)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
ok 2 szklanki mleka- u mnie owsiane
2 jajka
pół płaskiej łyżeczki soli- jeśli decydujecie się zrobić wersję słodką dodajcie ok łyżkę cukru zamiast soli
1/ 3 szklanki oleju (u mnie ryżowy)

500 g boczniaków
duża cebula
ser pleśniowy
jajka- po jednym na każdym gofrze
olej np. z pestek winogron
przyprawy pieprz, chili, sól

Wykonywanie:
Oddziel białka od żółtek. Ubij białka. Składniki na gofry, oprócz ubitego białka, wymieszaj w misce. Jeśli ciasto jest zbyt gęste dolejcie jeszcze więcej mleka. Dodaj na końcu białka i delikatnie wymieszaj. Usmaż gofry w gofrownicy.
Cebulę obierz i pokrój w półplasterki. Smaż na odrobinie oleju np. z pestek winogron, aż zmięknie i będzie szklista. Następnie oczyść boczniaki i podsmaż aż staną się lekko chrupiące. Usmaż także jajko. Na gofry układaj cebulę, boczniaki, plastry pleśniowego sera i jajko sadzone. Ja uwielbiam posypać jajko sadzone ogromną ilością płatków chili. Ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma tak samo jak ja wypalony język:D

środa, 14 sierpnia 2019

O Rio de Janerio kilka słów...

Zajęło mi raptem pół roku, żeby się zebrać i napisać kilka słów o Rio, ale w końcu się udało. Macie chwilę czasu? Jeśli tak, to zapraszam Was w niezwykłe miejsce. W miejsce, które bezlitośnie powaliło nas na kolana. Miejsce, które można pokochać od pierwszego wejrzenia za swoje piękno, albo znienawidzić za zgiełk i hałas. Łapcie kubek kawy, i zapraszam!

Miasto sprzeczności

Rio de Janeiro. Któż o nim nie słyszał? Pierwsze skojarzenia, to oczywiście karnawał ewentualnie posąg Chrustusa. Ale uwierzcie, Rio to coś więcej. Dużo więcej. Rio to ogromne miasto i nie ma możliwości by zwiedzić je gruntownie w ciągu kilku dni. Nie jestem pewna czy miesiące byłyby wystarczające. Można podjąć próbę opowiedzenia o nim, ale będzie to walka nierówna. Bo jakim cudem pokazać smak, zapach i atmosferę tych ulic? Jakich słów użyć, żeby opisać co się czuję przechadzając po plażach Rio wdychając ciepłe brazylijskie powietrze? Jak oddać miękkość piasku pod stopami na Copacabanie albo Ipanemie? Czy opisując doskonałe jedzenie, użycie słów smaczne, pyszne czy lepszego nie jadłam, naprawdę oddaje smak? Jedno jest pewne Rio powala, miażdży, zdumiewa, przeraża swoją wielkością. Pachnie bosko i odrzuca swym zapachem, powoduje, że czujesz się jak w domu, a jednocześnie czujesz się jak mrówka w wielkim mieście. Wielkie, pełne sprzeczności, potargane. Jest piękne, bogate ale i brzydkie i biedne. Wiecie czym są fawele? To miejsca w których żyje ta najbardziej biedna część społeczeństwa. Dosłownie to dzielnica nędzy.  Mówi się, że co piąty mieszkaniec Rio mieszka w fawelach, czyli kilka milionów. Jednak o tym co brzydkie nie lubimy mówić. Fawele usytuowane są w różnych częściach miasta. Tuż  obok najbogatszych dzielnic. To powoduje, że ten kontrast między biedą i bogactwem jest jeszcze bardziej widoczny. Jak to slumsy, fawele nie cieszą się zbyt dobrą sławą. Odradza się zwiedzanie ich, ze względu na to, że po prostu nie jest tam bezpiecznie. Fawele to miasta w miastach, rządzą się własnymi prawami i żyją własnym życiem. Ale to także część miasta i nie da się przejść obok nich obojętnie.



















A teraz zamknij oczy i wyobraź sobie, że w jednej chwili znajdujesz się w jednym z najsłynniejszych miejsc na świecie. Przytłaczając Cię przerażająco wielkie budynki, uliczny ruch, czujesz zapach jedzenia, mijasz ludzi w garniturach biegnących do pracy, gdzie nie spojrzysz napotykasz niesamowite perełki architektury, stare miesza się z nowym, drapacz chmur obok niskiego, zabytkowego budynku, słońce zalewa ulice. Typowy miejski klimat. Mam słabość do wielkich miast więc czuję się jak w domu. Ale jeśli czujesz się nieco przyduszony wystarczy, że oddalisz się nieco od tego zgiełku i dotrzesz nad ocean. Masz w głowie wizję zatłoczonej, głośnej plaży? Muszę zburzyć tą wizję. Ludzi jest stosunkowo niewielu, a widok niesamowity. Wielkie fale, zdumiewająco ciepły ocean i ten delikatny piasek. Włócząc się po plaży możesz naprawdę się zrelaksować. Życie nabiera innego wymiaru. Ma się wrażenie, że to się nie dzieje naprawdę. Wszystko tu płynie spokojnie, bez pośpiechu. Ktoś roznosi drinki, chłopcy grają w piłkę, ktoś inny skacze przez fale. Magia dzieje się tu i teraz.

Copacabana

















Ipanema























Jedzenie

Naprawdę długo myślałam, co napisać o jedzeniu w Rio. Bo określenia, że jest dobre, genialne czy fantastyczne wydają się dziecięcym gaworzeniem. Jedzenie miażdży mózg i powoduje, że ma się ochotę płakać. I piszę tutaj całkowicie serio. Czego warto spróbować?

1.      Owoce. Nie sposób przejść obojętnie obok nich. Słodkie, soczyste, idealne. Przyznaję, że niektóre widziałam po raz pierwszy w życiu, i po raz pierwszy w życiu miałam okazję ich spróbować. Nasze śniadania zabijały prostotą. Trzy talerze wypełnione mango, papają, bananem i ananasem. Nuda? Pozwólcie, że zabiję Was śmiechem. Każdego dnia jedząc tonę papai czuliśmy się jak Bogowie. Myślałam, że znam smak banana i niczym nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Rio pokazało mi, środkowy palec. Odszczekuję. Nie wiedziałam.


















2.      Mięso. Tak, mili Państwo. Mięso. I tak, ja osoba o jednoznacznej opinii na temat mięsa wciągałam je nosem. Ale umówmy się, w Brazylii wiedzą jak obchodzić się z mięsem. Jest naprawdę dobrej jakości i doskonale przyrządzone. Gdzie jeść? Co wybrać ekskluzywną restaurację czy bar przy plaży? Powiem Wam, że tu nie będzie wtopy. Jedliśmy w różnych miejscach. Na środku skrzyżowania w centrum, w barze przy plaży i w niesamowitych restauracjach schowanych z dala od zgiełku miasta. I wiecie co? Wszędzie, absolutnie wszędzie jedzenie było zniewalające. Idealnie wysmażone, doskonale  podane, powodujące, że kubki smakowe eksplodują. Na co warto się skusić? Na pewno steki. Filet mignon, filet sirloin, ribeye może zakręcić się w głowie, ale każdy z tych steków zachwyca. Doskonale wysmażone, naprawdę idealne. Coś co skradło moje serce, to kanapka z rwanym mięsem z żeberek przykryte serem podawane z sałatką. Kiedy zjadłam ją pierwszy raz, nie mogłam przestać marzyć o tym, żeby zjeść ją ponownie. A kiedy zjadłam ją po raz drugi, wiedziałam, za czym będę tęsknić najbardziej.  Dla fanów carpaccio też coś się znajdzie. Wyborne, aromatyczne i nieprzeciętne. 




3.      Ryby i owoce morza. Stek z tuńczyka czy carpaccio z ośmiornicy? A może ryba w sosie albo kawałki ryby smażone w panierce na głębokim oleju? Nie ma nic lepszego. Przysięgam!






















4.      Frytki z juki/ kassawy/manioku. Kiedy byłam dzieckiem, moja mama hodowała w domu jukę. Pamiętam dokładnie jak wyglądała ta roślina, dlatego kiedy zobaczyłam z menu Yuka Fries, pomyślałam, że nie mogę ich nie spróbować. Są nieco inne w smaku, niż ziemniaki. Bardzo sycące i specyficzne. Ale naprawdę fenomenalne! Mam wrażenie, że można je jeść zarówno na słodko, jak i na słono.


 




5.      









   5.  Placki z tapioki. Tapioka to kaszka z manioku. A placki z niej są genialne. Słodkie np. z nutellą i bananem lub wytrawne np. z pastą jajeczną i serem. Sprzedawane na każdym rogu były dla nas idealną przekąską.






6.      6. Caiphirinia. No dobrze. Miało być o jedzeniu, a tu drink. Ale.. bez niego ten wyjazd nie byłby tym czym był. Czas na caipirinię jest zawsze. ZAWSZE!





















Połączenie gór, morza, plaż, lasów- Coś co rozerwało moje serce na strzępy. Stoisz na jednej z gór i widzisz wszystko co kochasz. Ocean, góry, plaże, lasy, światła miasta. Wszystko się przenika i łączy.  Wrażenie jest niesamowite i zapiera dech w piersiach.

















Miasto muzeów i teatrów- W Rio jest 79 muzeów i 133 teatry. Najbardziej znany teatr to oczywiście Narodowy. Jeśli chodzi o muzea, to warto wybrać się do Muzeum Jutra, które we wtorki jest bezpłatne.  
















Miasto plaż- To tu znajdują się chyba najbardziej znane plaże świata. Copacanana, Ipanema, Leblon. I choć wydawało mi się, że będzie mnóstwo ludzi, zgiełk i szał, bardzo się pomyliłam. Jednak w moich żyłach mocno zakorzenione są wspomnienia, z nad polskiego morza. Można spokojnie usiąść, odpocząć i podziwiać widoki. Rio to miasto wielu kolorów, narodowości. Jest dość tolerancyjne. Plaże dla środowisk LGBT oznaczone kolorowymi flagami. Wyeksponowane pośladki i ciała niekoniecznie idealne. Powiedziałabym nawet, że głównie nieidealne. Nikt nie komentuje faktu, że tamta Pani nie powinna ubierać stroju, a ten Pan powinien przejść na dietę. Freedom, Ladies and Gentelmen.


Jakie miejsca polecamy odwiedzić?

Oczywiście Chrystus- nawet dla tych, którzy nie są zbyt wierzący. Czy warto? To w końcu cud świata wpisany na listę dziedzictwa UNESCO i słabo by było, gdyby ktoś odwiedził Rio i nie zobaczył jego najważniejszego zabytku. Dlatego myślę, że warto się tam pojawić. Ale kiedy poczekamy w kolejce na górę, poprzepychamy się już między milionem ludzi przy posągu, podepczemy tych co leżą (typowe zdjęcie z Rio, to takie które ktoś robi nam leżąc, wtedy widać cały posąg), z przyjemnością wrócimy w spokojniejsze miejsca.

Góra Cukru- To miejsce urzekło nas bardziej niż posąg. Widok niesamowity, nieco spokojniej. Polecam wybrać się tam o zachodzie słońca. Niesamowite wrażenia.

Kawiarnia de Colombo- Czym jest dla mnie szczęście? Filiżanką kawy z przyjaciółmi w Confeitaria de Colombo. To kawiarnia w centrum Rio z okresu Belle Epoque, a konkretnie z 1894. Cudowne miejsce pachnące kawą, słodkimi deserami i przemiłymi ludźmi. Czas się po prostu tam zatrzymał. Weszłam i miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie. Pyszna kawa, cudne desery, pełnia szczęścia. Nie kłamię.

Kościoły/ klasztory/ sanktuaria- Wiem, wiem, nie każdy ma ochotę na pielgrzymkę, ale niestety odwiedzając kościoły można poznać trochę kultury i historii. W Rio na uwagę zasługuje na pewno Katedra św. Sebastiana. Jest to przedziwna budowla w kształcę ściętego stożka. Przypomina trochę piramidy Majów. Włócząc się po mieście można trafić do innego niezwykłego kościoła- Kościoła Cinelandia, który okazał się niesamowitym miejsce. A przy stacji metra Carioca wypatrzyłam kościół św. Antoniego. Malutki, niezwykle bogato zdobiony kościół.

Maracana- Nie jestem fanką piłki nożnej, ale to zdaje się punkt podstawowy dla fanów piłki nożnej.
Dzielnice Lapa i Santa Teresa- Powiedzmy, że te dwie dzielnice mają dość średnią reputację. Ale mają coś co trzeba zobaczyć. W dzielnicy Santa Teresa znajduje się historyczna linia tramwajowa, którą zdecydowanie warto się przejechać. Historyczna, niezwykle oryginalna zabudowa, akwedukt Carioca, i mnóstwo pięknych widoków.

Lapa- tam znajdziemy słynne Escadaria Selaron. Mają 215 stopni i są pokryte pnad 2000 płytek z różnych stron świata. Wsród nich jest także płytka z Polski, niestety nie udało nam się jej znaleźć. Twórca schodów Jorge Selaron stworzył coś naprawdę niezwykłego. Mieszkał w pobliżu schodów i jakby dla własnego kaprysu rozpoczął ten niezwykły projekt. Miejsce jest wyjątkowe i poruszające.

A co z karnawałem!

Kto go nie zna niech podniesie rękę. Karnawał w Rio to nie tylko Sambodrom.  Zanim ruszy najsłynniejszy korowód świata, kilka tygodni przed przemarsze odbywają się w mieście i biorą w nich udział wszystkie dzielnice. Podczas naszego pobytu mieliśmy okazję zobaczyć przemarsz przez dzielnicę Tjujuca. Powiem Wam szczerze, że to był wyjątkowe przeżycie. Sambodron jest spektakularny, ale jest na nim mnóstwo turystów, jest to impreza światowa. Przemarsze poszczególnych dzielnic są o tyle niesamowite, że wychodzą na nie zwykli ludzie. Przebrani, pomalowani. Turyści to szczątkowe ilości. Byliśmy sporą atrakcją, a ja jako blondynka o jasnej skórze, w szczególności. Ale zaczepki nie były absolutnie nieprzyjemne, ludzie byli bardzo mili, uśmiechnięci. Wspólna zabawa łączy. Przejście tym korowodem było zdecydowaniem jedynym z tych wspomnień o których będę pamiętać.


Czy polecam wyprawę do Rio? A czy niebo jest niebieskie? Nie ma się co zastanawiać. My wycieczkę zorganizowaliśmy sobie sami, a właściwie zorganizował nam ją mój genialny małżonek ( w tym miejscu cała nasza ekipa bije pokłony i pisze pieśni pochwalne). Nie ma się czego obawiać. Czuliśmy się naprawdę bezpiecznie. Myślę, że wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Ta wyprawa była wyjątkowa pod każdym względem. A w dużej mierze, to zasługa naszej Fantastic Eight! Z Wami mogę podbijać świat! Dziękuję.
Dla mnie podróżowanie to oddychanie, a dla Ciebie?