poniedziałek, 30 lipca 2018

Pełnoziarnista focaccia w wersji słodkiej z brzoskwiniami

Jak pisałam w poprzednim poście, mamy atak brzoskwiń z działki. A ponieważ będąc na Malcie, poczułam z jakiegoś powodu chęć na włoską focaccie, postanowiłam połączyć te dwie rzeczy. Bardzo lubię ją za to, że jest tak cudownie uniwersalna. Znakomita z solą morską i oliwkami lub ziołami i czosnkiem, zanurzana w oliwie. Albo jeśli ktoś woli, w wersji słodkiej. Użyłam tym razem mąki pełnoziarnistej na pół z mąką pszenną. Ale jeśli dla kogoś jest to "za zdrowe" możecie użyć tylko mąki pszennej. Jednak zmiana mąki zarówno focacci jak i nam wyszło to na dobre. Wstyd się przyznać, ale wsunęliśmy prawie całą na śniadanie popijając kakao. 





















Składniki:
250 g mąki pszennej pełnoziarnistej
250 g mąki pszennej
łyżeczka soli
łyżeczka cukru
30 g świeżych drożdży
ok 300 ml ciepłej wody
brzoskwinie- pokrojone w plasterki
cukier trzcinowy

Wykonywanie:
Drożdże rozkrusz w miseczce i posyp cukrem. Dolej pół szklanki ciepłej wody, wymieszaj i odstaw do wyrośnięcia na 15 minut, aż zacznie bąbelkować. W dużej misce połącz obie mąki dodaj sól i resztę wody. Na końcu dodaj wyrośnięty zaczyn. Wyrabiaj ręcznie lub za pomocą miksera aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Odstaw w ciepłe do wyrośnięcia na ok godzinę. Po tym czasie wyłóż ciasto na małej blaszce i ułóż brzoskwinie. Odstaw w ciepłe miejsce jeszcze na ok 20 minut. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni i wstaw wyrośniętą focaccię. Piecz ją ok 25-35 minut. 

Smacznego!

piątek, 27 lipca 2018

Koktajl Bellini

Ledwie wróciliśmy z Malty, a już przywitała mnie tona brzoskwiń. Ponieważ mam taką dziwną przypadłość, że nie toleruję brzoskwiń w postaci przerobionej (soki, dżemy, brzoskwinie w puszce) wiedziałam, że muszę je wykorzystać natychmiast. Lubię je świeże i koniec kropka. Ponieważ ostatnio przerasta mnie ciągłe pakowanie i rozpakowywanie toreb, przygotowałam coś, co pomoże mi w zrelaksowaniu się po tym żmudnym zajęciu. Nie narzekam absolutnie, bo pakowanie oznacza wakacje i to jest cudowne, ale każdy ma jakąś rzecz której szczerze nienawidzi, a u mnie jest to właśnie rozpakowywanie. Dobija mnie widok rozwalonych rzeczy, dlatego nie ważne o której wracam, przynajmniej częściowo muszę coś ogarnąć. Z Malty wróciliśmy do domu o 3 w nocy i mimo to, rozpakowałam jedną torbę wmawiając sobie, że przecież robię to, żeby mieć jutro miej roboty. Ale tak naprawdę to prawdziwy objaw szaleństwa. Taki mały bzik z którego zdaje sobie sprawę, i wiem że nie jest to normalne. Akceptuję swoje dziwne przypadłości i nawet nie walczę z wiatrakami. Tylko, że kiedy w końcu wszystko ogarnęłam uznałam, że to robota głupiego, bo w przyszłym tygodniu znowu będę wyciągać te wszystkie graty i pakować się od nowa.
Zanim przejdę do przepisu muszę się do czegoś przyznać. Uwielbiam Prosecco. To taka moja mała, kolejna słabość. To taki rodzaj alkoholu, który bardzo lubię mieć w zapasie. Dlatego kiedy dostałam brzoskwinie, natychmiast pomyślałam o Bellini. A cóż to takiego? To mieszanka Prosecco z musem brzoskwiniowym. Wywodzi się z Włoch, a konkretnie z Wenecji. Jest śmiesznie prosty do wykonania i zabójczo pyszny. Powinien być dobrze schłodzony przed podaniem. Idealny na ciepły, letni wieczór.


























Składniki:
2 małe lub jedna duża brzoskwinia
350 ml schłodzonego Prosecco

Wykonywanie:
Prościej być nie może. Usuń pestki z brzoskwiń i zmiksuj je na gładki mus. Nie trzeba ich obierać. Mus można przetrzeć przez sitko, żeby był bardziej aksamitny. Ja z tego zrezygnowałam. Lubię drobne kawałki owoców. Do musi dolej Prosecco i delikatnie wymieszaj. Podawaj dobrze schłodzone.

Smacznego!

czwartek, 26 lipca 2018

Beza z bitą śmietaną i owocami

Moje urodziny bez bezy? Niemożliwe! Ponieważ ostatnio mam fazę na bezę, było sprawą oczywistą co pojawi się w charakterze toru na moje urodziny. Ten przepis musiał jednak poczekać na swoją kolej, bo urodziny miałam miesiąc temu. Zaraz później rozpoczęliśmy podróżniczy maraton, a ja w kwestii blogowej totalnie się zapuściłam. Najpierw szybka wizyta we Lwowie, przepakowanie wakacje we Władku, kolejne przepakowanie i spontaniczny wypad na kilka dni na Maltę. Ogarnianie prania było sprawą priorytetową i mimo, że gotowałam i nawet fotografowałam te wszystkie pyszności, które robiłam, problemem był brak czasu żeby przepisy pojawiały się na blogu. Mam potworne zaległości i nie wiem jak się do tego wszystkiego zabrać. Podobno najlepiej od początku, dlatego przyszedł czas na przepis, który od dawna stoi w kolejce, i zdążył przepuścić kilka innych. 
Jeśli obawiacie się przygotowania bezy, nie martwcie się, to tylko wygląda na trudne. Nie jestem wybitnym cukiernikiem, a skoro mnie się udało, to nie widzę powodu dla którego Wam by nie wyszło. Trzeba pamiętać o kilku zasadach i po prostu ją zrobić. Beza jest niezwykle efektownym deserem i jest idealna w okresie letnim, kiedy możemy dodać do niej wszystkie fantastyczne owoce. Najlepsza jest z kwaśnymi owocami, wtedy smaki idealnie się równoważą. Dla mnie najlepsza jest beza chrupiąca na zewnątrz i lekko miękka, ciągnąca się w środku. Ta była dokładnie taka, jaką lubię. To co, zabieracie się za ubijacie białek?





















Składniki:
4 duże białka- najlepiej w temperaturze pokojowej
200 g drobnego cukru
szczypta soli

śmietana 30 %- ok szklanki
ulubione owoce

Wykonywanie:
Przelej białka do miski i zacznij ubijać. Gdy lekko się spienią dodaj sól. Ubijaj na wysokich obrotach, do momentu gdy będą już lekko ubite wsypuj bardzo wolno, po łyżeczce cukier. Na tym etapie trzeba uważać, żeby nie "przebić" białek. Dlatego cukier zaczynam dodawać jak tylko białka zaczynają zwiększać objętość. Ubijaj do momentu gdy masa będzie sztywna i lśniąca. Jeśli białka zaczną podchodzić płynem i wyglądają na zważone, niestety trzeba je wyrzucić i zacząć cały proces od nowa. Masę przełożyć na blachę, wyłożoną matą do pieczenia. Piecz ok 45- 60 minut z termoobiegiem w temperaturze 140 stopni. Po upieczeniu pozostawić do wystygnięcia w piekarniku z uchylonymi drzwiczkami.
Gdy beza porządnie ostygnie, przełóż ją delikatnie na paterę. Ubij śmietanę i rozsmaruj ja delikatnie na bezie. Udekoruj owocami. Do momentu podania przechowuj w lodówce.

Smacznego!

środa, 25 lipca 2018

Kanapka z masłem orzechowym, owocami i syropem klonowym

Nie zdążyłam porządnie rozpakować się po wakacjach we Władysławowie, a już pakowałam się na kolejny wyjazd. Tym razem na Maltę. Lubię ten wakacyjny stan. Jeśli chodzi o nasze wakacje nad polskim morzem... cóż podziwiam tych, którzy jeżdżą tam co rok. Jeśli miałabym w jakikolwiek sposób podsumować te wakacje, to muszę powiedzieć, że wiele oczekiwałam po tym wyjeździe. Nie liczyłam na ciepłe morze czy słoneczną pogodę, była to pewnego rodzaju podróż sentymentalna. Kiedy byłam dzieckiem, jeździłam z rodzicami nad polskie morze. We Władku bywaliśmy najczęściej. Chciałam więc odwiedzić stare kąty, zobaczyć jak zmieniło się miasto i co teraz ma do zaoferowania. Muszę uczciwie przyznać, że polskie morze ma swój klimat. Codziennie przez tydzień budziłam się o 5 rano i szłam biegać wzdłuż plaży. To niesamowity widok i uczucie kiedy z jednej strony otacza Was zimne, surowe morze, a z drugiej klify. Pusta plaża potęgowała uczucie wolności. Polecam takie poranki każdemu. I takim wakacjom nad polskim morzem mówię zdecydowane tysiąc razy tak. Ale żeby nie było tak kolorowo, wciąż szukam odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie kochają te budy z żarciem i milionem durnostojek? Łażenie wśród tych samych stoisk przez 2 tygodnie? To jest ten wakacyjny klimat? Temu zdecydowanie mówię nie. Ale nie muszę tego ani  rozumieć ani lubić. Każdy spędza urlop jak mu się podoba, więc szukaliśmy spokojnych miejsc, a plaże odwiedzaliśmy rano lub o zachodzie słońca, wtedy było przyjemnie, pusto i można było w spokoju podziwiać morze. Reasumując, miło było zobaczyć Władka po 14 latach. Po powrocie zachciało mi się czegoś słodkiego. Wiem, że połączenie banana i masła orzechowego jest stare jak świat i wszyscy je znają. Nie odkryłam Ameryki. Ale ostatnio kombinowałam na co mam ochotę na śniadanie i przypominałam sobie o tym połączeniu. Dodałam maliny, borówki i polałam kanapkę syropem klonowym i muszę Wam powiedzieć, że jest znakomicie. Uwielbiam kanapki z owocami, a tą pokochałam do tego stopnia, że mogłabym ją jeść bez przerwy.

Po kilka innych inspiracji na słodkie kanapki zapraszam tutaj




















Składniki:
(na dwie kanapki)
dwie kromki chleba - u mnie żytni
masło orzechowe dobrej jakości
banan
maliny
borówki
syrop klonowy

Wykonanie:
Nic Was tu nie zaskoczy. Kanapki posmaruj masłem orzechowym. Pokrój banana w plastry i ułóż na kanapce. Dodaj maliny i borówki. Polej syropem klonowym.

Smacznego!

środa, 18 lipca 2018

Deserowa kasza manna z owocami, syropem klonowym i karobem

Nie mieliśmy zbyt wielu słonecznych dni podczas wakacji nad morzem, dlatego brakuje nam słońca. Na pogodę za oknem nie ma co liczyć, nie rozpieszcza nas, więc rozpieszczamy się sami. Pyszna kasza manna do tego ulubione owoce, odrobina karobu i syropu klonowego. Oszaleliśmy na jej punkcie. Możecie dodać swoje ulubione owoce, dżem lub to, na co akurat macie ochotę. Ja dodałam wiórki kokosowe i ziarna kakao. Najlepszy początek dnia!








Składniki:
2 szklanki mleka
ok 4 płaskie łyżki kaszy manny
1 żółtko
łyżeczka cukru do żółtka (użyłam cukru kokosowego)
ulubione dodatki: u nas wiórki kokosowe, orzechy pekan, borówki, maliny, banany
syrop klonowy
karob

Wykonanie:
Mleko zagotuj i wsyp kaszę. Możesz wsypać jej więcej lub mniej w zależności od tego jaką konsystencję lubisz. Dodaj masło i wymieszaj. Gotuj aż kasza napęcznieje. Jeśli jest zbyt gęsta dolej więcej mleka. Z żółtek i cukru zrób kogel mogel. Stopniowo dodawaj je do kaszy i mieszaj energicznie. Gotuj przez chwilę. Polej syropem klonowym, karobem i podawaj z owocami. Świetnie smakuje na ciepło, ale w wersji na zimno też jest niezła.

Smacznego!

poniedziałek, 9 lipca 2018

Omlet z boczniakami i groszkiem

Kiedy publikuję ten post, najprawdopodobniej siedzę na plaży nad naszym, kochanym, polskim morzem, i zastanawiam się dlaczego miałam tak genialny pomysł. No ok... to był mój wymysł, bo chciałam odwiedzić stare kąty, więc nie mam na kogo zrzucać winy, mam tylko nadzieję, że przeżyję te parawany i cały ten nadmorski klimat.. No dobrze koniec żartów, trzeba przejść do rzeczy ważnych. Czyli jedzenie.. Lubicie boczniaki? Ja uwielbiam! A grillowane nie mają sobie równych. Tym razem przygotowałam omlet i dodałam do niego boczniaki własnie i groszek (miejcie litość i nie używajcie groszku z puszki..). Kocham takie proste i smaczne śniadanie. A Wy?






















Składniki:
3 jajka
pół szklani groszku mrożonego (trzeba go rozmrozić)
3-4 boczniaki
sól
pieprz
chili w płatkach
olej do smażenia- u mnie ryżowy

Wykonywanie:
Jajka rozbij do miseczki. Przypraw solą, pieprzem i chili. Boczniki pokrój w paski i podsmaż prze chwilę na patelni z odrobiną oleju. Gdy lekko się przysmażą dodaj groszek. Wymieszaj i wlej jajka. Drewnianą łopatką zgarniaj ścinające się jajka do środka, tak aby nie ścięta masa spływała na brzegi i się smażyła. Ja preferuję omlety smażone z obu stron, dlatego jeśli dół jest już odpowiednio ścięty, przykrywam patelnię talerzem, przewracam ją (wtedy omlet spada na talerz) i zsuwam powoli nieupieczoną część na patelnię i smażę dosłownie minutę. Możecie omlet smażyć tylko z jednej strony- kwestia gustu. Po usmażeniu posyp płatkami chili.

Smacznego!

piątek, 6 lipca 2018

7 ulubionych koktajli

Kiedyś moje poranki były bardzo nerwowe. Nie byłam rannym ptaszkiem i raczej należałam do tej grupy osób, która zamiast wstać o określonej godzinie, przestawia budzik o kolejne 5 minut. Pobudka o 6 rano, to był istny koszmar. Wybór kubka na herbatę wprawiał mnie w podły nastrój, nie mówiąc już o tym, że zmuszałam się do jedzenia śniadania, bo przecież nie mogę wyjść z domu bez zjedzenia choćby czegoś drobnego. To potęgowało tylko uczucie przygnębienia. Takie poranki były męczące. Któregoś dnia postanowiłam, że trzeba coś ze sobą zrobić. Zaczęłam od prostej rzeczy. Zamiast ćwiczyć wieczorem, zaczęłam ćwiczyć rano. To zrewolucjonizowało moje poranki. Jeśli chciałam ćwiczyć, to musiałam wstać wcześniej. Bez marudzenia, bez nerwów. Wyrobiłam w sobie kilka nawyków i pewne czynności stały się rutyną. Czy było łatwo? Pewnie nie, ale nawet tego teraz nie pamiętam. Dziś to rutyna. Wszyscy wiemy, że każde dziecko lubi rutynę. Zapewnia im bezpieczeństwo. I mimo tego, że nie jestem już dzieckiem,  wychodzi na to, że w kwestii poranka, jestem jak noworodek. Teraz wstaję o 5:20, zwykle kilka minut przed budzikiem. Piję swoje ziółka, ćwiczę jogę, a ponieważ mój żołądek rano nadal nie jest skory do wszelkiego rodzaju konsumpcji, wypijam koktajl. Mój m. podpina się pod nie, i wszyscy są zadowoleni. W końcu osiągnęłam swój rytm. I cóż z tego, że zajęło mi to trochę czasu, liczy się tylko i wyłącznie efekt.
Jeśli chodzi o koktajle, to mieszam co się da z czym się da. Jedne kombinacje są bardziej szczęśliwe, inne nieco mniej. Do każdego koktajlu dodaję coś ekstra np. macę, nasiona konopi (moje koleżanki z pracy twierdzą, że to dzięki im mam taki dobry humor :D), chia, baobab, surowe kakao, spirulinę czy chlorellę. Pełna dowolność. Nie ważne czy poranki są u Was ciężkie czy też nie, ja nie wyobrażam sobie poranka bez koktajlu, wprowadza mnie w idealny nastrój, i bardzo je Wam polecam.

1. Esencja Karaibów


























To nadal mój ulubiony koktajl. Taka moja entuzjastyczna propozycja i wyrażenie tęsknoty za miejscem, które jest rajem na ziemi. Za każdym razem jak piję ten koktajl myślami przenoszę się do tych cudownych wakacji.


2. Koktajl z lnem, pastą z orzechów i karobem


























Bardzo lubię karob. I najbardziej lubię go w postaci płynnej melasy. Dodaję go najczęściej po prostu do ciepłego mleka. Choć ma wiele innych zastosowań. Kiedyś dodałam go do koktajlu i to był strzał w dziesiątkę.


3. Koktajl z truskawkami, malinami i płatkami owsianymi




















Jak pisałam wyżej, rano nie jestem w stanie przełknąć niczego porządnego. A niestety, muszę. Dlatego bardzo lubię dodawać do koktajlu płatki owsiane. Koktajl staje się bardziej sycący.


4. Koktajl mocy- papaja, mango, sok z pokrzywy



























Bardzo lubię połączenie smaków w tym koktajlu. Kiedy nie mam soku z pokrzywy, dodaję coś innego. Najbardziej lubię połączenie papai, mango i bananów- egzotyczne i pyszne!


5. Koktajl z awokado





















Ten koktajl to nasz hit. Kilka lat temu zwiedzaliśmy Maroko i właśnie tam piłam go po raz pierwszy. Tylko awokado i mleko, bez banana. Po latach, podczas rejsu po Wyspach Kanaryjskich, wróciliśmy do Agadiru na ten właśnie koktajl i muszę Wam powiedzieć, że smakował dokładnie tam samo dobrze, jak pamiętaliśmy.

6. Koktajl z jarmużu, kiwi i zielonego jęczmienia


























Wiem, że dla niektórych jarmuż i zielony jęczmień brzmią zdecydowanie za bardzo zdrowo, ale warto się przekonać i spróbować.


7. Koktajl truskawkowy z kaszą jaglaną




















Kocham truskawki najbardziej na świecie. Nic więc dziwnego, że lądują w koktajlach. Tutaj z dodatkiem ugotowanej kaszy jaglanej. Idealne!


Smacznego!

środa, 4 lipca 2018

Szybka sałatka z truskawkami, szpinakiem i szynką szwarcwaldzką

Cały rok tęsknię za truskawkami, a kiedy wreszcie się pojawiają nie jem właściwie nic innego. Dodaję je do koktajli, wody, owsianek i kasz, a najlepszym obiadem w tym okresie jest ryż na mleku z truskawkami, kremówką i odrobiną cukru kokosowego. To jest istne niebo! Czasem coś mnie najdzie i wykombinuję np. taką sałatkę. Lubię ją, bo jest szybka, smaczna i dość nietypowa. I jest w niej wszystko co lubię. Chlust octu balsamicznego połączonego z syropem z granatów dopełnia całości... 






















Składniki:
2 garście świeżego szpinaku
kilka plastrów szynki szwarcwaldzkiej
garść truskawek
oliwa
gęsty ocet balsamiczny
syrop z granatów- można pominąć

Wykonywanie:
Szpinak umyj i rozłóż na talerzu lub półmisku na którym chcesz podać sałatkę. Szynkę pokrój w mniejsze kawałki i rozłóż ja na szpinaku. Truskawki umyj i pokrój w plastry, a szynkę w mniejsze kawałki. Ułóż wszystko na szpinaku. Wymieszaj oliwę, ocet balsamiczny i syrop z granatów i tuż przed podaniem skrop sałatkę.

Smacznego!

wtorek, 3 lipca 2018

Błota Mississippi z truskawkami

Myślałam, że wraz z nadejściem wakacji będę miała więcej czasu na blogowanie. Tymczasem okazało się, że jak zwykle dzieje się coś, muszę być gdzieś i.... czasu brak. Ten przepis musiał czekać 2 tygodnie zanim nadeszła jego kolej. A przyczyna była bardzo prosta. Zrobiliśmy sobie mały wypad do Lwowa. O tym jak urzekło mnie to miasto, chciałabym napisać w innym poście, ale teraz wspomnę tylko o tym, że jeśli macie kilka dni urlopu, to naprawdę nie ma się nad czym zastanawiać. Lwów skradł nasze serca, nie tylko pod kątem tego, że jest to niesamowicie klimatyczne miasto, ale przede wszystkim dlatego, że w ciągu kilku dni zjadłam tyle, że nie byłam w stanie się ruszać. Poważnie. A wszystko było po prostu genialne!
Wracając do ciasta. Robiłam je pierwszy raz dawno temu, na urodziny mojego męża i pamiętam, że okazało się hitem. Moje koleżanki długo je wspominały. Tym razem pokombinowałam i dodałam do niego truskawki i uważam, że lepiej być nie może... No ewentualnie rozważyłabym wykorzystanie malin. Nie jestem entuzjastką pieczenia ciast, ale to jest absolutnie doskonałe i warto je zrobić. Jeśli lubicie czekoladę, koniecznie musicie wypróbować! 





















Składniki:
na ciasto:
225 g mąki pszennej
2 łyżki ciemnego kakao
150 g masła
2 łyżki drobnego cukru
1-2 łyżki zimnej wody

nadzienie:
175 g masła
350 g cukru trzcinowego
3 jajka
4 łyżki ciemnego kakao
150 g gorzkiej czekolady (dobrej jakości)
300 ml śmietany kremówki
truskawki

Wykonywanie:
Mąkę i kakao przesiej do miski. Dodaj masło i rozetrzyj je z mąką. Wysp cukier i zimna wodę. Ugnieć ciasto do momentu aż składniki się połączą, ale niezbyt długo. Zwiń w folię spożywczą i włóż do lodówki na ok 15 minut.  Po tym czasie rozwałkuj ciasto i przełóż na blachę do pieczenia tarty. Przykryj pergaminem i wysp suchą fasolę, piecz przez 15 minut w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni. Następnie usuń fasolę i piecz jeszcze przez 10 minut w temp. 160 stopni. 
Przygotuj nadzienie. Masło utrzyj z cukrem i stopniowo dodawaj jajka i kakao. Stop czekoladę, a gdy lekko przestygnie (tak, żeby nie wylądować z czekoladową jajecznicą) dodaj ją do masy jajecznej. Wszystko ubijaj aż składniki się połączą. Przelej masę na spód i wstaw do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i piecz jeszcze przez 30 minut. Do momentu aż nadzienie się zetnie. Gdy tarta całkiem się wystudzi, ułóż na niej pokrojone truskawki. Ubij kremówkę i ułóż na truskawkach. Ozdób kawałkami czekolady. Przed podaniem przechowuj w lodówce.

Smacznego!